poniedziałek, 2 lipca 2018

fioletowa wata

Cześć. Zapominam jakoś tak o tym blogu. I nie umiem się zebrać, by cokolwiek napisać. Może to dlatego, że wygląd i styl w pisaniu dla tego miejsca zawsze przypominały mi o trudnych momentach w życiu, gdy potrzebowałam wsparcia i przelewałam na wirtualny papier wszystkie swoje bolączki. Teraz czuję się dobrze. To znaczy, cóż, kłamstwem byłoby napisanie, że podskakuję ze szczęścia w radosnej euforii. Jestem w stanie wysiedzieć w miejscu i nie ciągnie mnie do spania lub depresyjnych myśli, to mam na myśli przez dobrze. Humor poprawiają mi rosyjskie utwory - najlepsze chyba takie z ogromną ilością basu i ogólnie dudnienia, nieźle można się przy nich pobujać. Nawet samemu.

Dzisiejsza nazwa notki to fioletowa wata. Dlaczego? Otóż jest to jeden z motywów pojawiających się w moim aktualnie ulubionym utworze. I tak sobie słucham bez ustanku tego utworku, rozmyślając nad życiem. I nie są to wcale ponure rozmyślania o przyszłości, jak to zwykle u mnie bywało. W końcu zaczęłam być optymistką i bardzo mnie to cieszy. Choć przyznam, że nadal zdarza mi się trochę posmęcić nad jakimiś smutnymi utworkami i pokiwać głową nad sobą z politowaniem. Czasem depresyjnie bywa. Czasem ciężko bywa. Staram się to eliminować.

fioletową watą.