piątek, 30 czerwca 2017

conversation with my psychologist

Więc mówisz, że wam się nie układa? Niezupełnie - wyrzucam z siebie, wzdychając cicho. Tak więc w czym tkwi problem? Chyba to ja jestem problemem. Zastanawiam się nad sobą i swoim własnym postępowaniem, zastygając w katatonicznie dziwacznej pozycji. Jest zaborcza i niestabilna emocjonalnie. A to, co robi, to zwykły szantaż. Próbuje wzbudzić w tobie poczucie winy. Chcę w to wierzyć, ale nie mogę. Przed oczami przelatują mi obrazy z naszego spotkania. Czuję, jak bardzo ją kocham i nie wierzę w to, że ktoś próbuje zrobić z niej potwora. Mam ochotę rozpłakać się, ale ostatecznie jedyne co robię to łagodne przytaknięcie skinieniem głowy. Może rzeczywiście tak jest - burczę cicho, sprawiając przy tym wrażenie bycia potulnym barankiem. Oczywiście, głupia babo, że nie masz racji - powtarzam sobie w myślach, gdy słyszę jej ciche westchnienie wskazujące na to, że nie do końca wierzy w to, że się z nią zgadzam - z całkowitą zresztą słusznością. Rozmawiamy jeszcze długo, nawet bardzo. Nagle z moich ust nieśmiało wymykają się następujące słowa: Poza tym wszystkim, znowu szpital. Boję się. Nie wierzę, że ja, przyzwyczajona do szpitalngo życia wypowiedziałam je. Jednak naprawdę boję się szpitala. I kolejnej nadchodzącej diagnozy. Usłyszałam tylko, by się nie martwić. Z rozmowy wyniosłam tyle, że moja dziewczyna jest szantażującym mnie tyranem z niestabilnością emocjonalną, a sprawy życia i śmierci są czymś niewartym mojej uwagi. Nawet, gdy chodzi o moje własne życie. Super.

Nienawidzę psychologów.

 


piątek, 23 czerwca 2017

i don't know

Po szkole. I wróciłam do życia, bo chodzenie do szkoły wbrew logice mi życie odbiera. Już za dwa dni Kraków! Jutro nareszcie zobaczę się z A., a pojutrze wybieram się z rodzicami na Skup Kultury. Czuję, że wrócę cała obładowana książkami. Ale super!  Brakuje mi do szczęścia tylko mojej Kruszynki i mimo tego, że ciągle tracę nadzieję i jest mi smutno, nadal mam ochotę się z nią zobaczyć. Nawet nie tyle ochtotę, co wręcz mus i wrażenie, że bez niej wszystko byłoby bezsensowne, zaś ona sama jest jak kończący się tlen. Jeśli jeszcze dłużej będzie mi jej brakować, mogę wręcz umrzeć z tęsknoty za tym metaforycznym tlenem. Ale poudajmy, póki co, że jest idealnie. Pozory czasem są potrzebne. Choćby po to, by przetrwać do spotkania. Ooo tak.



czwartek, 22 czerwca 2017

new beginning

W poniedziałek wyjeżdżam do Krakowa. Jutro zakończenie roku szkolnego. Pojutrze spotkanie z przyjaciółmi. Nadal jestem zmęczona życiem, choć już nie tak bardzo jak wcześniej. Zaczęłam zabierać się za pisanie książki. D. się śmieje, że (jak zwykle) jej nie skończę. Byłam dzisiaj u niego w szkole. Poznałam dwie osoby, które okazały się być w porządku. Czuję się nawet okej. (:
Nadal tęsknię za moją dziewczyną, ale staram się o tym nie myśleć, by doszczętnie się nie załamać. Częściowo nawet pogodziłam się z myślą, że w tym roku możemy się nie zobaczyć. Przede mną jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, że mogę zająć nimi głowę. Będzie dobrze. Bo musi.

Wróciłam do słuchania Marshalla Mathersa. Wciąż uważam, że ma przepiękny głos.



środa, 21 czerwca 2017

mentally dead

Cztery dni do wyjazdu, a zakończenie roku już pojutrze. Ogólnie czuję się do kitu i próbuję wywołać manię poprzez słuchanie utworów One Direction, ale to prowadzi mnie tylko do jeszcze gorszego stanu. Boli mnie głowa i przeraźliwie chce się spać. Zastanawiam się, czy to może przez leki. Pewnie, M., najlepiej zacznij winić te nieszczęsne leki o całe zło świata, który niezmiennie od lat próbujesz zbawiać. Tak na pewno zdziałasz cuda. Zaraz idziemy lulu. W planach po raz setny napisanie książki. Dziś jednak zdecydowanie nie mam siły nawet na próbowanie sklecenia czegokolwiek. Moje DID ostro daje się we znaki i dla własnego bezpieczeństwa wolę nie robić niczego, co będzie wymagało ode mnie większego skupienia.


poniedziałek, 12 czerwca 2017

world's end dancehall

Wbrew tytułowi, wpis ten wcale nie będzie smutny - ba, wręcz odwrotnie! Jest się z czego cieszyć. W końcu wyrwałam się z sideł matematycznego zagrożenia i nie czekają mnie w sierpniu żadne poprawki. Teraz pozostaje mi już tylko oczekiwanie do wakacji. Moimi jedynymi problemami były te szkolne, więc już niczym się nie przejmuję, nawet przestałam zwracać uwagę na swój stan zdrowia. Co ma być, to będzie - tak powtarzam, jak powtarzałam sobie dotychczas.

Czekam już tylko na moją Kruszynkę z nadzieją, że będę mogła się z nią w końcu zobaczyć.

Olewackie podejście pomaga w życiu. Im bardziej się nie przejmuję, tym lepiej mi idzie!


niedziela, 11 czerwca 2017

hikikomori syndrome

Jedna z moich osobowości (Hikikomori) stała się aktywna, aż zanadto. Dawno nie czułam się tak połączona z jakąkolwiek z nich. Siedzimy teraz w domku przed komputerem i wspominamy nasze wspólne internetowe znajomości. Słuchamy jej ulubionych piosenek, raz za razem odgrzebując kolejne historie i wspomnienia. Im bliżej jedności, tym pewniej czujemy się razem. Zrozumiała, że jest częścią mnie i stara się to zaakceptować, tak jak ja akceptuję jej istnienie - całkowicie.

Próbuję zajmować się życiem i idzie mi to coraz lepiej. Ba, nie narzekam już tak często jak kiedyś. Oczywiście, że wolałabym, jak większość ludzi, być jednością, ale plusy mojego zaburzenia pojawiają się również. Choćby to, że nigdy nie jestem sama i zawsze coś się dzieje!







niedziela, 4 czerwca 2017

changes

Kocham Ją. Nie odejdę.
(Post skrócony, bo piszę ze szkoły. Aktualizacja niebawem.)

9 czerwca 2017:
Dopiero teraz znalazłam odrobinę czasu na skrobnięcie tutaj i przyznam szczerze, że za bardzo mi się nie chce. Nie chcę pisać o Niej, bo ciągle zmieniają się moje myśli i w ciągu jednego dnia dziesięć razy chcę zerwać i dziesięć razy chcę być jak najbliżej i wyznaję Jej, że kocham Ją najbardziej na świecie. Wiecie co? Mam ochotę się poddać i nie robić zupełnie nic, by życie samo przeszło mi przed oczami. Może tak lepiej? Znowu myślę o tym, że moje własne działania nie mają wpływu na przyszłość. Chciałabym mieć jakikolwiek wpływ na te rzeczy, które się dzieją.

Ostatnie badania głowy nie wyszły zbyt ciekawie. Stwierdzili leukodystrofię. 
To podobno rzadka choroba genetyczna bez szans na wyleczenie.
Życzcie mi powodzenia w dalszym życiu, bo nie wiem jak długo jeszcze potrwa.


the end of simplicity

Myślę jak z nią zerwać i nie umiem znaleźć punktu zaczepienia. Ale w sumie nie chcę zrywać. W tym momencie chcę tylko świętego spokoju. Nie będę umiała skupić się na wyjeździe, bo będę ciągle o niej myśleć. Myślę teraz tylko o tym, że może będzie mi łatwiej, jeśli pozbędę się jej ze swojego życia na ten czas. Wybiorę sobie jeden dzień z kalendarza i oznaczę go jaskrawym zakreślaczem. To będzie dzień początku, a zarazem dzień końca. Zaraz! Czyż nie napisałam wcześniej, że nie mam zamiaru zrywać? Niedorzeczność. Jak już to zakończyć, to całkowicie. Nie będę bawić się w jakieś odpoczywanie od siebie na parę tygodni. Będę bezpośrednia i udowodnię sobie przy tym, że jestem w stanie to zrobić bez niczyjej pomocy. Wmówiłam sobie, że zrobię jej tym krzywdę, ale tak naprawdę nie zrobię nic złego. Każde z nas podąży swoją stroną. Zaczniemy wszystko od nowa, bez kłótni i wątpliwości. W końcu będzie dobrze.

 Kocham ją, ale, choć to niedorzeczne, robię to dla niej.