wtorek, 21 maja 2019

anhedonic agony

Źle mi jest. Bardzo źle. Żeby nie powiedzieć, że jest beznadziejnie. Rozkładają mnie negatywne myśli. Mam przepisaną ukochaną i umiłowaną hydroksyzynę zamulacza, niby na myśli-natręty, trzy razy dziennie, a po owym leku chce mi się spać przez całą dobę. Odczuwam na dodatek od niedawna niepokój. Z każdym dniem jest on coraz silniejszy. Tak, jakby coś mnie rozrywało od środka. Chcę sobie popłakać, ale nawet płakać się już nie da. Chyba popadam jeszcze w coraz większą depresję, co nawet dostrzegł D., gdy spotkał się ze mną ostatnim razem. Odstaw tę okropną hydroksyzynę! - wręcz wykrzykiwał, widząc, jak przysypiam na spotkaniu, przymykając oczy i patrząc w jego stronę mętnym wzrokiem. Nie mogę odstawić. Niestety należę do gatunku ludzi posłusznych, którzy słuchają się lekarzy i nie odstawiają leków bez porozumienia się z nimi. A na tym leku jest mi naprawdę okropnie ciężko i wszyscy to widzą. Chce mi się spać - powtarzam od prawie tygodnia, ziewając ze zrezygnowaną miną. Odczuwam bezsens życia, mogłabym całe je przeleżeć lub przespać. Każdy dzień jest dla mnie pełen marazmu i bylejakości, do stopnia tak ogromnego, że aż w ogóle nie chce mi się wstawać z łóżka. Nazwa tego bloga - anhedonia - jest nazwą niezwykle adekwatną do odczuwanego aktualnie przeze mnie stanu. Ciężko jest mi odczuwać jakąkolwiek przyjemność z wykonywanych czynności, nawet rozmowy ze znajomymi średnio mnie cieszą. Nie mam ochoty z nikim pisać ani rozmawiać i staram się tego unikać. Można powiedzieć, że zamknęłam się w sobie jeszcze bardziej, niż wydawało mi się to możliwe.

Najgorsze chyba jest to, że zostałam z tymi negatywnymi myślami sama, bo boję się komukolwiek o tym powiedzieć, więc tak sobie stukam tutaj na blogu, bo gdzieś trzeba to wyrzucić. Przez chwilę nawet myślałam nad szpitalem, ale ostatecznie stwierdziłam, że to bez sensu, bo 23. maja i tak mam wizytę lekarską. Z drugiej natomiast strony czuję się tak źle, że nawet boję się zostać sama w domu.
 
schizofreniczno-depresyjne piekiełko
\ a g o n i a \


niedziela, 12 maja 2019

my anxiety is breaking me

Miewam ostatnio bardzo silne lęki. Lęki tak okropne, jak te z czasów mojej pierwszej psychozy.
 Nie daję sobie z tym rady, można powiedzieć, że jestem uwięziona we własnym strachu.
Natarczywe myśli mówią mi, że bliskie mi osoby chcą mnie skrzywdzić psychicznie.
Kolejne z nich mówią mi, że jestem śledzona przez pewne osoby, które nigdy mi nie odpuszczą.
Jest mi okropnie źle i nic nie jest w stanie mi na ten moment nawet trochę pomóc.


 [przepraszam, że notka jest krótka, nie mam siły nawet pisać czegokolwiek]



piątek, 10 maja 2019

soy esquizofrénico


Ja jestem Schizofrenią. Lub przerażające ich bin Schizophrenie i rozczulające, a zarazem irytujące negatywnymi wibracjami rozdwojonej jaźni ella es Squizofrenia takie słowa powtarzam sobie w myślach beznamiętnym, bezlitosnym głosem wewnętrznym. Już nawet nie wiem, czy moim. Łatka przylgnęła do mnie już na dobre. Nienawidzę widzieć tego słowa w kontekście mnie.

Schizofrenia. Choroba majaczących po kątach wariatów, którzy biegają po mieście z siekierą w plecaku i szepczą do siebie wyuczone do perfekcji teksty modlitw i innych religijnych fiu bździu, przerażająco rozglądając się za źródłem słyszanych w otchłani umysłu głosów komentujących. Tak mówią mi ludzie pozornie szczęśliwi, zdrowi, których spotykam w swoim życiu na co dzień.

Jestem Schizofrenią. Cholerną, paskudną, znienawidzoną przez siebie Schizofrenią. Jestem personifikacją podstępnej choroby, która potrafi przeżuć człowieka i połknąć w całości. Jestem głosami w mojej głowie, bezdusznymi monstrami, tworami psychotycznej podświadomości. Jestem myślami nieuczesanymi, od euforycznych po suicydalne. Jestem tą znienawidzoną przez ludzi, odtrącaną i nierozumianą, a zaraz przyciągającą swoją tajemniczością.

jestem schizofrenią.