poniedziałek, 27 lutego 2017

koszmar

Mam ochotę zrobić sobie krzywdę. Albo się zaćpać. Albo jedno i drugie. Nie daję sobie już z niczym rady. Chciałabym być taka jak kiedyś, zawsze uśmiechnięta i szczęśliwa. A teraz mam wrażenie, że w przyszłości już nic dobrego mnie nie czeka. Po co mam na cokolwiek czekać, skoro będzie tylko gorzej? Chcę umrzeć. Nie chcę dłużej cierpieć. Drapanie się po rękach przestaje mi wystarczać. Nie potrafię wygrzebać się z dołka. Chcę zniknąć, jestem beznadziejna. I gruba. Bardzo chcę być chuda. I piękna. I lubiana. Chcę do szpitala, coraz bardziej, by uciec od cholernej rzeczywistości, ale nie chcę zostawiać N. samej. Chyba tylko dla niej już żyję, bo wszystko inne jest nastawione przeciwko mnie. Mam naprawdę dosyć tego życia. Oby do jutra, a potem się zobaczy. Naprawdę chcę skończyć z tym wcieleniem. Jest tak doprawdy beznadziejne.

Chciałabym już być kimś innym.

piątek, 24 lutego 2017

koncert i tak dalej.

Dzisiejszy dzień spędziłam na siedzeniu na zajęciach (bagatela - trzy godziny!) i słuchaniu muzyki, oraz chodzeniu po mieście z D., w celu zdobycia wyczekiwanej książeczki. Nareszcie. "Byłam schizofreniczką" już w łapkach. Teraz czuję się dobrze, pomijając piekące odciski, czyli urok noszenia niedopasowanych kozaków na obcasach, które kupiłam wyłącznie ze względu na ich ładny kolor. Tak czy siak, myśli dotyczące śmierci zostały zamienione z myślami dotyczącymi mojego idola. A dlaczego aż tak się wszystko pozmieniało? Już wam wytłumaczę.

Dziś dowiedziałam się o tym, że w sierpniu w Wielkiej Brytanii odbędzie się koncert Marshalla Mathersa. Mam nadzieję, że jakoś uda mi się tam dostać. Teraz w kółko o tym myślę i jestem mocno nakręcona. Układam sobie już w głowie różne plany, nawet zaczęłam zbierać pieniądze na bilety...dzieje się, dzieje! Trochę mi smutno, bo nie wiem czy N. byłaby w stanie się ze mną zabrać. Nie chcę sprawiać jej przykrości, ale z drugiej strony to przecież moje marzenie, a nie jej. Już długo chcę zobaczyć Marshalla, tak jak pewnie ona swoich japońskich idoli z The Gazette. I o ile N. mogłaby wyciągnąć mnie na koncert japońskich rockerów, bo również ich uwielbiam, o tyle N. słuchająca Marshiego przez lekko ponad godzinę trochę mi się nie widzi. No nic, zobaczymy.

Równie dobrze mogę w ogóle tam nie jechać, ale kurde, tak bardzo chcę.

poniedziałek, 20 lutego 2017

motywacjo, where you are?

Potrzebuję motywacji, na teraz zaraz. Chodzi mi o jutrzejsze wyjście do szkoły. Dzisiaj niestety wygrał ze mną wewnętrzny tryb lenia. Jak jest ogólnie? Średnio na jeża. Od czasu wycieku adresu poprzedniego bloga mam poważne problemy z pisaniem. Ciągle teraz mam wrażenie, że ktoś nieodpowiedni to czyta, chociaż nie byłam tak głupia, by podać ten adres gdziekolwiek poza Brovarem. Ech. Życie internetowe jest takie trudne. Dobrze, że mam swój prywatny pamiętnik. I ja głupia chciałam go wydać. Już widzę te krytyczne komentarze pod "książką". Wydawanie pamiętnika? A fe! Co w szufladzie, to w szufladzie. I tak niech pozostanie. Na zawsze.

Dziś chce mi się płakać i jakaś taka przygaszona chodzę. Nic nie jest w stanie mnie pocieszyć, nawet moja ulubiona karmelowa kawa i herbatki rozgrzewające. Nawet anime, próbuję zacząć i nie mogę, bo za każdym razem mam nawał obowiązków. Teraz niby jest okazja, ale nie potrafię się zabrać. Czy w ogóle coś potrafię? Mam wrażenie, jakbym nie nadawała się już do niczego.

Czasem nadal wydaje mi się, że jestem nadczłowiekiem. Czy to już urojenia wielkościowe?
Zawsze to lepsze od myślenia, że jestem podczłowiekiem, a ta myśl pojawia się za często.

 //Edycja po paru godzinach  - ciąg dalszy.//

To niby krótki miesiąc, a najbardziej bolesny. Nie wiem za bardzo o czym pisać, wszystko jest beznadziejne. Wróciła moja obsesja na punkcie Eminema, więc teraz tylko rozpaczam, bo jestem świadoma tego, że nigdy go nie zobaczę. Przestałam radzić sobie w szkole, z każdego przedmiotu łapię trójki, bo nie mam ochoty ani siły na naukę. Dzisiaj nie poszłam do szkoły, bo nie miałam sił na napisanie wczoraj pracy domowej. Wszystko traci sens i zaczynają pojawiać się myśli samobójcze. Znowu chęć, by zadzwonić po pogotowie i powiedzieć, by mnie zabrali do szpitala. Te myśli rezygnacyjno-samobójcze zaczynają prowadzić mnie do coraz większego załamania nerwowego. Nie wiem komu powiedzieć... potrzebuję pomocy, znowu jej mi trzeba.