Nie potrafię. Nie potrafię napisać tej notki w żaden logiczny sposób, by wyrazić to jak bardzo intensywnie rozsypał sie mój świat. Poukładany, dla mnie logiczny, nawet jeśli dla innych nielogiczny świat. Nawet jeśli bywało mi ciężko, były też momenty, które pomagały mi trwać w swoich postanowieniach i uśmiechać się do siebie. Wewnątrz. Bo problemy z wyrażaniem emocji na zewnątrz miałam odkąd tylko pamiętam. Prysnęła bańka moich marzeń, skończyło się wszystko. Zniknęło praktycznie tak szybko jak się pojawiło. Mieszkam teraz sama. Po spacerze wracam do pustego domu, gdzie dźwięczy z telewizora sanah, z zapętlonego po raz setny albumu Kaprysy. Staram się nie jeść zbyt wiele, bo jestem na diecie. Prócz zmiany diagnozy psychiatrycznej doszło mi jeszcze PCOS i insulinooporność. Dlatego też nawet nie ma szansy na zajadanie pojawiających się raz za razem smutków – ot, duszę się w oparach własnej melancholii i staram się znaleźć wytchnienie w swoich pasjach z lat dziecięcych. Mam poczucie, że ludzie odsuwają się ode mnie coraz bardziej i jest mi z tym cholernie ciężko. Boli. Boli coraz bardziej jak rana, która jest rozszarpywana kilkanaście razy dziennie. Gdy słyszę, że jestem inna. Że mam za mało znajomych. Że wychodzę tylko z paroma osobami. Że jestem młoda i powinnam korzystać z życia. Czuję się jednak staro. Jakbym była już dużo powyżej trzydziestki. Ostatni wpis był tutaj gdy miałam 21 lat, teraz mam 24 lata i w ogóle nie czuję się mądrzejsza, a jedynie starsza. Może to przez to zdrowie. Ciągle mnie wszystko boli, raz fizycznie, a raz psychicznie. Cholerne borderline robi ze mnie wrak człowieka. Myślę coraz częściej o tym, jak bardzo wylewa się bolesna żałość z tych moich wpisów gdziekolwiek, że wołanie o pomoc jest nic nie warte, że wyolbrzymiam, że jestem jakąś popieprzoną atencjuszką. Jutro (na 90%) pewnie zapomnę o tej notce i wyjdę z uśmiechem na spacer, a potem zacznę ćwiczyć albo coś obejrzę lub poczytam książkę. Albo nie. Nie wiem. Nie umiem przewidywać przyszłości. Marny ze mnie jasnowidz. Już bardziej mam tendencje do czarnowidztwa. Ale naprawdę nie daję rady z tym poczuciem bezradności. Wszystko toczy się obok. Wszystko toczy się beze mnie. Świat boli. Na własne życzenie przewróciłam go do góry nogami. Na życzenie cholernego pieska pod rasą BORDER.