czwartek, 24 sierpnia 2017

fuck the whole world

Stałam się stuprocentową banderówką. Jest mi z tego powodu bardzo przykro i źle. Mam wrażenie, że jestem nieświadoma tego co robię. Kocham ją, ale ona nie rozumie tego co czuję. Chociaż nie. Kocham też Jego, w niektórych momentach nawet bardziej. On mnie rozumie i nazywa mnie tak, jak chciałam żeby mnie nazywać. To jedyna osoba, która traktuje to wszystko poważnie. Reszta ma mnie głęboko w dupie. N. zamiast mnie z nim zostawić, męczy, że ją okłamywałam. Przyjaciel też ma mnie gdzieś. Miał zadzwonić i nie zadzwonił. Najbardziej wkurza mnie to, że ludzie popadają ze skrajności w skrajność. Albo niby mam depresję sezonówkę i nic mi nie jest, gdy naprawdę cierpię, albo gdy jest dobrze, piszą, że jest ze mną tak ch*jowo, że chyba mam psychozę. Wiecie co? Ch*j z takim życiem. Wszyscy dookoła są jacyś zj*bani. Jesteście chorzy, bezczelni i sami macie pi*rdoloną schizofrenię. Nawet nie można przez chwilę być szczęśliwą. Na początku wpisu napisałam, że z powodu tego banderyzmu jest mi przykro. Już nie jest. Mam wszystko w dupie, wiecie? Nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Do widzenia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz