wtorek, 26 marca 2019

devil lives in calalini

c a l a l i n i 

Ciekawe słówko, nazywające wyimaginowany świat halucynacji, stworzony przez umysł jednej z prawdopodobnych pierwszych ofiar schizofrenii dziecięcej, January Schofield. Ewentualnie słowo określające mój stan prepsychotycznego oderwania od rzeczywistości. Na pewno w tym przypadku to coś więcej niż własny świat. Bezustannie go tworzę, nawet, gdy tego nie chcę. Rozmawiam z wszelakimi postaciami w mojej głowie, tworząc scenariusze wydarzeń, które mogłyby mieć miejsce, ale tego miejsca nie miały. Wczuwam się w te wszystkie sytuacje, aż po miesiącach fikcja przeplata się z rzeczywistością. Tak, jak dobra od zła, tak nie odróżniam świata wyobraźni od szarej rzeczywistości. Swoje piekiełko na tym ziemskim łez padole nazwałam Calalini. W sumie to brzmi prawie jak Kalifornia, gdybym chciała spojrzeć na to w jakkolwiek pozytywny sposób. Calalini jest moją ucieczką od rzeczywistości, a zarazem przekleństwem w owej rzeczywistości zawartym. Źle się czuję z obecnością tego świata. Przykro się czuję z obecnością tego świata. Paskudnie odbieram porównywanie samej siebie do January Schofield. Okropnie jest mi podpisywać się pseudonimem January na swoich rysunkach, pracach, zeszytach. Nie umiem jednak inaczej. Czuję silną więź, przywiązanie, a nawet podobieństwo, gdy poruszam w jakimkolwiek wątku temat Jani, bądź też używam tego imienia, by jakoś tam spróbować opisać siebie, wskazując na rzeczy wspólne między mną, a tą charakterystyczną postacią. Jestem polskim odpowiednikiem January Schofield. Tak różne, choć tak podobne. Tak od siebie odsunięte, choć mogłybyśmy być blisko siebie. Zrządzenie losu nam to wyznaczyło, tak myślę. Gdybym mieszkała tam gdzie ona, mogłybyśmy się przyjaźnić.

Diabeł mieszka w Calalini, niewątpliwie. Diabeł mieszka w głowach naszych -  każdej z osobna, każda z nas jest nierozumiana przez pozostałych mieszkańców tego, pożal się Boże, świata. I nieważne, czy bohaterką tej tragikomedii są (u Jani) liczby 400 i 24, czy też (u mnie) 11 i 44. Nieważne, czy obrońcą jest (u Jani) Sycamore, czy też (u mnie) Shademia. Niewątpliwie nie ma znaczenia to, czy dręczy cię (u Jani) trzyletnia dziewczynka o imieniu Wednesday, czy też (u mnie) władczy fragment osobowości o wdzięcznym imieniu Sayuri. Korelacje, korelacje.


e v e r y 
s c h i z o p h r e n i c
has personal hell called calalini


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz