niedziela, 14 lipca 2019

KIM-kolwiek

Wciąż się biję z myślami, choć to starcie jak Dawid i Goliat - wszędzie widzę Twoją twarz - pareidolia.

Kim. Kim. Kim. Dudni tak mi dziś w głowie - Kim. Kim tak właściwie jesteś, Kim? Czyś jest rzeczywiście tak dobry, jak o Tobie mawiają media północnokoreańskie, wpychając nachalnie co ranek w uszy swych obywateli utwory, tworzone na Twą cześć, nadając je ze specjalnych, umieszczonych w mieszkaniach i hotelach głośników?  Tyle pytań, a odpowiedzi brak, jak dotąd. Najchętniej zapytałabym u źródła, ale trochę obawiam się spotkania trzeciego stopnia z Wielkim Przywódcą. Marzę o wycieczce do Korei Północnej, marzę o poznaniu świata z trochę innej (choć może trochę to tu niezbyt odpowiednie słowo) perspektywy. Chciałabym spróbować życia w takim stylu. A najbardziej natomiast chciałabym zobaczyć Wielkiego Przywódcę - choć zdecydowanie wolałabym obserwować go dyskretnie i z daleka, nie wydając z siebie ani słówka. Nie wiem, po cóż mi ta wizyta w tym, jakże zamkniętym i wyraźnie nie przepadającym za nietamtejszymi ludźmi kraju. Nie wiem, po cóż mi to spotkanie z człowiekiem, który jest nemezis dla większości władców, jak i obywateli innych krajów, z Polską łącznie. Nie wiem, nie wiem, ciągle nic nie wiem. Chcę poznać ich miejsce, zagłębić się w nie, zasmakować tego wszystkiego, tak po prostu na pewien czas zapomnieć o wszystkim, co zachodnie, na rzecz życia w ciasnym miejscu pełnym wielkiej niepewności, ukrywanej za maską pozornego szczęścia. Poczuć emocje ludzi odciętych od świata.

 

Korea Północna jest jak wielka, szara bańka, w której znajdują się ludzie myślący, że na zewnątrz nie ma już nic innego. Bańka szara zupełnie tak, jak ulice Pjongjangu jesiennymi porankami, gdy Pyongyang Morning rozlega się z głośników umiejscowionych tak, by usłyszało ją całe miasto, ku czci byłego Przywódcy, Kim Dzong Ila, który był autorem tej niepokojącej, przerażającej pieśni przypominającej do złudzenia muzykę do filmu o tematyce apokaliptycznej. Pjongjang to miasto wyprute z emocji ludzkich, nie cieszą się tu bawiące się dzieci, ani też nie rozmawiają radośnie dorośli. Wszyscy są zajęci pracą na rzecz Wielkiego Narodu, a najmłodsi uczą się w szkole angielskiego zupełnie niepotrzebnie, wszak prawdopodobnie nigdy nie opuszczą granic tego kraju, któremu muszą być oddani, jak i trójce znanych całej KRLD przywódcom i ich doktrynom.

Mimo wszystkiego pragnę poznać to przerażająco-intrygujące miejsce.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz