sobota, 27 lipca 2019

sarangeun mwoga sarang?

W poniedziałek mam komisję w ZUS-ie. Po terapii pod koniec sierpnia wracam do szkoły zaocznej i, jeśli się uda, również do pracy. Mam związane z tym mocno mieszane uczucia, ponieważ ta stagnacja i mnóstwo wolnego czasu są dla mnie bardzo wygodne. Stwierdziłam jednak, że czas zadbać o swoje życie, bo ostatnio strasznie szybko przelatuje mi ono przez palce. Staram się jak mogę, by moje życie było produktywne, by było kolorowe i pełne ciekawych wydarzeń. Chciałabym też, aby takie było życie Kruszynki, jednak mam wrażenie, że ona nawet nie chce spróbować. Wiem, że to czytasz, zrozum, że nie chcę dla ciebie nic niedobrego. Chciałabym, byśmy razem poszły do pracy, zarabiały na swoje utrzymanie, a potem wynajęły mieszkanie i zamieszkały razem. Nie chcę brać wszystkiego na siebie, bo uważam, że w miłości trzeba zarówno brać, jak i dawać. Uczuciowo i emocjonalnie jestem tak zagubiona, jak małe dziecko błądzące we mgle. Nie wiem zupełnie, co dalej. Wiem, że Kruszynka nie będzie chciała nawet próbować, bo boi się ludzi i nietolerancji, z jaką może się spotkać. Wiem, że będę miała dla niej mało czasu, że będziemy coraz bardziej unikać siebie nawzajem, aż kontakt ograniczy się do kilkunastu minut dziennie, że być może spotkamy się dopiero po kilku latach, o ile w ogóle uda nam się to zrobić, bo jeśli Kruszynka nie spróbuje niczego ze sobą zrobić, nie dam rady sobie sama poradzić. Nie wiem czemu się łudziłam. Panie terapeutki z oddziału ciągle powtarzają, że przyszłam tam, by poradzić sobie z perfekcjonizmem i nabytą nie wiadomo skąd chęcią zbawienia całego świata. Boli mnie to. Wiem, że jeśli wezmę na siebie wszystko, to nie będzie to dowód prawdziwej miłości, ale wynik mojego niezdrowego perfekcjonizmu. Powiedziałam Kruszynce o tym, że musimy podzielić obowiązki, razem popracować, ogarnąć swoje życia, ale ona oświadczyła, że nie zamierza tego robić - tak przynajmniej odebrałam jej odwracanie kota ogonem.

życie jest tragedią

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz