piątek, 12 maja 2017

this is the end?

Czasem mam ochotę po prostu machnąć na wszystko ręką i powiedzieć, że już dawno się poddałam. Życie przytłacza mnie do tego stopnia, że wstaję rano ze łzami w oczach i narzekam na to, że nie umarłam we śnie. Jestem zła na siebie, bo wszystkich ranię. Znowu myślę o tym żeby przedawkować leki. Chociaż znając moje "szczęście" skończy się na wycieczce do szpitala i ratowaniu mnie, jakby było kogo ratować. Boli mnie głowa i zakrywam oczy, by powstrzymać łzy. Jesteś beznadziejna, jesteś porażką, jesteś nikim - powtarzają wściekłe myśli. To wszystko jest tak cholernie niesprawiedliwe. Te kilometry, te rodzinne problemy, brak możliwości spotkania się z Nią i powiedzenia jej, że będzie dobrze. Ch*ja tam, a nie będzie dobrze. Nie mogę spędzać czasu z osobą, którą kocham, a szukając substytutów takich jak spotkania z mieszkającymi blisko przyjaciółmi doprowadzam ją do zazdrości. Wiecie co? Życie jest do bani i wszyscy dobrze o tym wiecie, więc nie próbujcie zmuszać mnie do tego, bym dłużej tkwiła w tym bagnie zwanym ludzką egzystencją. Nie próbujcie mnie zatrzymywać, ratować i wmawiać, że kiedyś mi będzie inaczej.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz